czwartek, 21 listopada 2013

Guziki - strike back!

Jak już pisałam w poprzednim poście, zostałam przypadkową właścicielką imperium guzikowego. Naprawdę czuję się jakbym wygrała na loterii, tym bardziej, że postanowiłam guziki spieniężyć.

Wykorzystanie choćby 5 % całego mojego guzikowego majątku już graniczy z cudem. Na przykład zrobiłam sobie naszyjnik z pięknego guzika:


A jeśli dodamy do tego 4 pudełka sprzączek to już w ogóle... 



Dlatego wystawiłam je na sprzedaż. Guziki są autentyczne, naprawdę od lat 60-tych, kiedy zamknięto pasmanterię, nikt ich nie ruszał. Dopiero ja się za nie wzięłam, umyłam i posegregowałam.

Może Wam się przydadzą? Te owalne sprzączki już są na sprzedaż w kilku kolorach. Wystawiłam też część guzików. 

Zapraszam!

wtorek, 19 listopada 2013

Znalezisko

Mój luby zadziwił mnie ostatnio niesamowitym znaleziskiem: w domu po swojej babci znalazł dziesiątki pudełek z guzikami. Na parterze budynku mieściła się bowiem dawniej pasmanteria. Dawniej, to znaczy gdzieś w latach 40 - 60. Kiedy pasmanterię zamknięto, babcia przeniosła pozostawione graty do pomieszczenia magazynowego (bo może kiedyś się do czegoś przydadzą), a na parterze pojawił się jakiś nowy biznes. I tak sobie te guziki leżały całe dziesiątki lat... 

Kiedy je zobaczył, od razu przyniósł mi 4 pudełka. Mimo, że wróciłam z pracy po 22, zaraz się zabrałam do mycia (były nieco przykurzone) i klasyfikowania guzików.



Niektóre są prześliczne, jak ten czarno-biały w prawym dolnym rogu, a niektóre okropne. Ale całość robi niesamowite wrażenie. Guzików jest mnóstwo, chyba parę tysięcy...

Tylko co ja zrobię z takim mnóstwem przeróżnych guzików?

niedziela, 17 listopada 2013

Sweter spod igły

Robienie na drutach czy dzierganie szydełkiem nigdy nie było moją dobrą stroną, co nie znaczy, że nie mogę zrobić sobie swetra. Zwłaszcza z takiej pięknej dzianiny jaką znalazłam w moim sklepie. I w dodatku w moim ulubionym ostatnio kolorze. Dlatego zabrałam się do eksperymentowania z dzianiną. W różnych numerach Burdy można znaleźć tu i ówdzie bardzo cenne wskazówki.



 Model musiał być prosty, więc zastosowałam wykrój bazowy z numeru 10/2005, nr 114, ale bez kołnierza. 


Nie, żeby mi się nie podobał, ale może nie tym razem. Zamiast tego wykończyłam dekolt wąskim paskiem materiału złożonym na pół. Ciekawe, że w ogóle się nie pruł! 


Mimo, że nie mam owerloka, tylko zwykłą maszynę, szycie nie było problemem. Może dlatego, że moja maszyna ma jakąś tam swoją wersję szwu owerlokowego. Ale na potrzeby tego sweterka wystarczająco.

Niestety nie udało mi się maszynowo wykończyć dołu ani rękawów. Nawleczenie na druty również nie wchodziło w grę - nie dlatego, że mam jakąś awersję, przestudiowałam dokładnie jak się zamyka brzegi, i myślę, że byłoby to wykonalne nawet w moim wydaniu, tylko ze względu na wzór, który nie dał się druty nałożyć. Po różnych próbach i przymiarkach postanowiłam je ręcznie podłożyć, używając nitki, którą do tego celu wyprułam. Nie było to łatwe, bo jak już wspomniałam, materiał absolutnie nie chciał się pruć. Kiedy wszyłam rękawy zorientowałam się, że sweterek w Burdzie miał dodatkowo mankiety, więc generalnie moje rękawy wyszły trochę krótkie. Ale ja wiem co się robi z taką fuszerką: nazywa się ją 'modną długością 7/8'. 



I jeszcze zbliżenie na dzianinę. Gryzie i jest bardzo ciepła, więc przypuszczam, że jest to wełna. Trochę wyszła jaśniejsza na tym zdjęciu, ale prawda, że ładna?


Rysunek techniczny pochodzi ze strony Osinka.ru

wtorek, 12 listopada 2013

Sukienka bezczelnie podpatrzona


Tak, przyznaję się, odpatrzyłam i sobie uszyłam, za pozwoleniem właścicielki oryginału. Nie mogła uwierzyć, że udało mi się znaleźć taki sam materiał. Ja z resztą też. 


Sprzedawczyni w sklepie jakoś nie chciała się zgodzić na taka jasna halkę (oczywiście, sprzedawca wie najlepiej, pani proponowała mi wściekły róż) i poleciła mi uszyć dwie sukienki, gdybym jednak zmieniła zdanie w kwestii jaskrawego różu. Akurat do tej rady się zastosowałam i faktycznie powstały dwie sukienki: jedna z rękawkiem, a druga bez. Dzięki temu mogę założyć pod spód coś innego, a z kolei moją beżową 'halkę' mogę nosić jako osobną sukienkę. Bardzo lubię modele 2w1.



Obie sukienki uszyłam na podstawie modelu 109 z Burdy 09/2012. Musze przyznać, że musiałam zmniejszyć wykrój o cały jeden rozmiar. Wcześniej dla próby wykonałam wełniany bezrękawnik w rozmiarze 36 (wg. Burdy) i mogę go założyć bez problemu na dwa grube swetry (poniżej na zdjęciu - moja mała modyfikacja to kieszonki).


Postanowiłam, że sukienka musi być trochę bardziej dopasowana. I tak powstał wykrój którego pewnie nie raz jeszcze użyję.

Szwy sukienki koronkowej za radą Burdy obszyłam lamówką. Użyłam jej też do wszycia zamka. Niestety absolutnie nie wchodził w grę zamek kryty - pewnie by się zakleszczył między kwiatkami za pierwszym razem i tyle. 


Na tym zdjęciu można również podziwiać piękny wzór koronki. Mnie się jednak podoba na takim jasnym tle. Dolny brzeg jest niewykończony (pani w sklepie też miała na niego jakiś 'genialny' pomysł...), zwyczajnie wycięłam kwiatki tak, by powstał pofalowany brzeg, nieco tylko dłuższy od sukienki spodniej. Trudniejsze było wykończenie dekoltu, który ostatecznie obszyłam lamówką, a na wierzch naszyłam pasek kwiatków wycięty z resztki materiału. Całe szczęście, kwiatki się nie prują. 



Sukienka w kwiatki jest alternatywą dla taftowych kreacji na specjalne okazje. Niestety całe lato przeleżała niewykończona i teraz pewnie będzie musiała poczekać do wiosny, ale za to bezrękawnik sprawdza się znakomicie na chłodniejsze wieczory!

piątek, 8 listopada 2013

Mój kolor tej jesieni

Pewnie nie będę oryginalna, ale ciemna czerwień, albo 'weinrot', czyli kolor wina, to mój ulubiony kolor tej jesieni. Nie rozumiem dlaczego zima musi oznaczać czerń i szarości. Wystarczy że za oknem jest szaro, ale ubierać się wolę na kolorowo.


Na wykrój wybrałam spodnie rurki z Burdy 11/2012, mod. 107 bez wywiniętych nogawek. Nie lubię co prawda przykrótkich spodni ('pantalón tobillero', albo "woda w piwnicy"), ale całe szczęście mam dość krótkie nogi i spodnie mają w moim przypadku w miarę normalną długość. :-) Jedyną zmianę jakiej dokonałam to zwężenie nogawek na wysokości ud, bo jakoś tak wisiały. 



Tym razem i rozmiar i detale całkiem mi się udały. Miałam nadzieję, że będzie to mój uniwersalny wykrój na spodnie, ale niestety chyba nie. Mam już kolejnego kandydata, może się lepiej sprawdzi. Mimo to czerwone spodnie będę na pewno często nosić, nie tylko ze względu na kolor, ale i dlatego, że są bardzo wygodne, bo uszyte z elastycznej bawełny.