niedziela, 25 maja 2014

Bluzka ze styczniowej Burdy

Moje kolejne podejście do dzianiny. Po dwóch miesiącach walk (przeciągniętych z powodu braku czasu) nareszcie bluzka nadawała się do zdjęcia.



Wpadła mi w oko od samego początku, wraz ze styczniowym numerem. Zachęciłam się dodatkowo jednokolorową wersją uszytą przez Mum (TUTAJ). Wygrzebałam na nią z szafy kawałek dzianiny kupionej kiedyśtam w celu przełamania lodów z dzianiną. Nie miałam jednak dotychczas odwagi, ale ten model tak mi się spodobał, że postanowiłam ją wreszcie spożytkować.

Trochę do niej podchodziłam jak do jeża, bo bałam się, że mi się tkanina rozejdzie, a szwy ściągną. Zakupiłam nawet w pewnym angielskim sklepie (TUTAJ) flizelinową taśmę formującą - w Hiszpanii póki co nie tylko nie można tego cudu dostać (sprawdziłam co piszą na blogach), ale nawet w najlepiej zaopatrzonej w mieście pasmanterii nie wiedzą w ogóle co to jest! Patrzyłam również w Polsce, ale w pewnym sklepie internetowym zaoferowano mi wysyłkę towaru wartego 25 złotych za bagatela 100 złotych... Dlatego ostatecznie padło na sklep brytyjski (wysyłka 3 funty z groszem).

Ku mojemu zaskoczeniu cienka wiskozowa dzianina bardzo dobrze się dogadała z moją maszyną, nawet nie musiałam za wiele ustawień zmieniać: ani nie ściągała, ani nie rozwlekała. Jedynym problemem był dekolt, który uparcie chciałam wykonać według oryginalnych instrukcji. Wyszło: krzywo, brzydko i za ciasno. Dlatego nie miałam oporów go po prostu ciachnąć i zastosować obszycie za radą Wioletty (TUTAJ - bardzo polecam!!). Dodatkowo zmarszczyłam większy fragment boku, ponieważ bluzka wydawała mi się za długa. Nadal mi się taka wydaje, ale już tak bardzo nie rzuca się w oczy.



Dla niewtajemniczonych: Burda nr 1/2014, model 122.


Tym samym uwolniłam kolejną zalegającą tkaninę!

wtorek, 20 maja 2014

Mój pierwszy skater

Skater, czyli spódniczka wzorowana na garderobie łyżwiarek: pełna gracji i jednocześnie wygodna, niekrępująca. No i obowiązkowo krótka. Jestem wielką fanką tego modelu, wydaje się taki dziewczęcy. Tyle, że trzeba uważać na wietrze ;-)


Na ten cel spożytkowałam kupioną już niestety bardzo dawno temu tkaninę. Skusiłam się na nią swojego czasu, bo wydała mi się bardzo elegancką matową satyną (i kosztowała naprawdę grosze), a potem włożyłam ją do szafy... Materiał przypomina trochę taftę, nawet odpowiednio szeleści przy każdym kroku. Od początku miała z niej powstać 'jakaś' spódniczka, ale dopiero teraz dostałam na nią wenę.
Kolejna tkanina została uwolniona! Niestety jeszcze trochę będę musiała popracować, żeby w szafie zrobiło się nieco miejsca.

Mimo, że prawdziwy skater powinien być uszyty z całego koła, ja wykroiłam ją z połowy koła. Dzięki temu nie podnosi się aż tak bardzo na wietrze ;-) I myślę, że zamierzony efekt i tak osiągnęłam.



Wykrój nietrudno sobie narysować, znając podstawowe zasady - trochę powtórka z matematyki. Gorzej z rysowaniem. Nie mam cyrkla krawieckiego, i na moje potrzeby raz do roku chyba nie ma sensu kupować takiego sprzętu. Zamiast tego, wykombinowałam taki zestaw: ołówek przywiązany do grubszej nitki z pinezką na drugim końcu. Pewnie nie jest to najlepszy sposób, ale u mnie się sprawdził.

W zależności od potrzeby, można dostosować długość sznurka aby uzyskać różne promienie. Ważne, by do długości spódnicy dodać promień wg. którego rysowaliśmy górną krawędź spódnicy. Inaczej wyjdzie nie mini, a mikro spódniczka ;-) Moja ma długość 45 cm bez paska. Jest też zapięcie na guziczek:


Spódnica z koła czy z pół koła bardzo fajnie podkreśla talię, i mimo, że jest szeroka - wyszczupla. I nic nie szkodzi, że założyłam do niej luźniejszą bluzkę.
Jeszcze parę fotek ze starego miasta:




Spódnica ma może sporo plusów, ale do pracy się chyba w niej nie wybiorę ;-)

środa, 14 maja 2014

Makowa Panienka

W Polsce mak kojarzy się raczej pozytywnie: ze świętami, z drożdżówkami, z polnymi kwiatami, które pojawiają się na polach wiosną i latem. A tymczasem w Hiszpanii na słowo mak - amapola - ludzie robią krok w tył. Pewna sprzedawczyni w eko-sklepie nie tylko zrobiła wielkie oczy, ale zmierzyła mnie od stóp do głów, czy przypadkiem nie powinna zadzwonić na policję i zgłosić takiego delikwenta (nie dała się przekonać, że to do ciasta, ale na policję też całe szczęście nie zadzwoniła).

Chodzi o to, że lokalnie panuje przekonanie, że mak służy wyłącznie do wyrobu heroiny i już niewielka jego ilość, jak na przykład kawałek babki makowej, może wprawić w stan narkotyczny. I nie pomagają wyjaśnienia, że to nie ten mak, i nie nasionka. Mak jest zatem niedostępny, a niektórzy wierzą, że nawet zakazany. Inni za to z dwuznacznym uśmiechem przyjmują zaproszenie na ciasto z makiem...

A ja dzisiaj w tonie raczej tych polnych maków.


Komplecik spódniczka i żakiecik, który uszyłam z czerwonego lnu. Oryginalnie obie części pochodzą z różnych numerów Burdy, spódnica to model 102 z numeru 08/2005, a żakiecik - model 118/119 z numeru 02/2007. Oba magazyny przeleżały sporo w szafie zanim do czegoś się przydały. Nawet było podejrzenie, że zostały spalone w piecu z całą resztą. Na moje szczęście jednak nie, bo bardzo lubię te dwa numery.



Mój żakiecik póki co nie ma jeszcze guzików - nie mogę się zdecydować! Nie wiem czy to dlatego, ze mam ich tu za dużo, czy może raczej bardziej podoba mi się bez guzików. Pewnie wszyję zatrzaski i tyle będzie jeśli chodzi o guziki.

Najpierw uszyłam spódnicę, właściwie to już jakiś czas temu. Moja spódniczka nie ma paska, jak to było w oryginale, a jedynie wykończyłam ją odszyciem. To przy tym modelu się zorientowałam, że mam 'krótkie nogi', to znaczy jak w rozmiarze 18, a nie 36. Niestety, tę spódnicę już skroiłam i uszyłam na rozmiar 36, ale już następną tego typu skrócę na pewno. Problem w tym, że w przypadku prostej spódnicy wystarczy ciachnąć z długości i leży OK. Ale jeśli model nie jest prosty, to niestety trzeba skracać części wykroju przed krojeniem.


Jeśli chodzi o żakiecik, to zachęcił mnie brak podszewki i dwie kropki wg. skali trudności Burdy. Prosty płaszcz na podszewce szyłam baardzo długo, a wcześniej jeszcze męczyłam się z modelem próbnym, żakiecikiem bez kołnierza, żeby w ogóle wiedzieć jak podejść do wierzchniego okrycia (może kiedyś go jeszcze zaprezentuję przy jakiejś okazji). Tym razem zależało mi na takim przewiewnym żakieciku na lato, więc adiós podszewko!

Bardzo lubię nosić czerwony, ale muszę przyznać że okropnie męczyły mi się oczy przy szyciu takiego intensywnie czerwonego materiału.


Oczywiście nie będę zawsze nosić obu części razem! W zestawie z białą bluzką wychodzi bardzo patriotycznie :)


Rysunki techniczne pozwoliłam sobie skopiować ze strony Osinka.ru.